sobota, 23 lipca 2011

Rozterki i decyzje kierownika kolonii Caritas

Pogoda się całkiem popsuła. Pada i jest okropnie zimno. Prawie jesień. Zostaliśmy w domu. Po wczorajszych przemoknięciach dziś się suszyliśmy. Trzeba było coś szybko wymyślić, żeby dzieciaki się nie nudziły. Przed południem były opowieści powtórzone za mistrzami z mojego Lider'skiego spotkania w Konstancinie. Opowiedziałam jedną z nich, cztery zaczęłam, a grupy dokończyły. Bałam się, że nie wyjdzie, ale okazuje się, że opowiadać każdy może. Potem Jasiek zaproponował dwie zabawy ściągnięte z jakiegoś amerykańskiego programu rozrywkowego. Śmialismy się do łez.

Czarne chmury nadciągały coraz bardziej, deszcze przechodził falami, zerwał się bardzo silny wiatr. Po ciszy poobiedniej mieliśmy iść do Poronina. Biłam się z myślami - iść, czy nie iść, aż w końcu zdecydowaliśmy, że podrzuci nas pan Andrzej, na godzinkę. Obejrzymy występy ludowego zespołu młodzieżowego z Murzasichla (w którym tańczy Małgosia, córka gospodarzy) i wrócimy. Udało nam się zobaczyć ich występ i jeszcze podobny zespół z Serbii. Oba były fantastyczne.

Chyba jestem już zmęczona. Brak słońca i zimno nie poprawia nastroju. Jutro mieliśmy iść do doliny Chochołowskiej, zostajemy na miejscu. Może przyjdą jakieś pomysły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz